Strach przed byciem fotografem przeciętnym

Zajrzałem na stronę http://www.burnmagazine.org/ prowadzoną przez mojego wieloletniego kolegę Davida Alana Harvey, znakomitego fotografa, członka agencji Magnum, poważnego edukatora i społecznika. Ten prestiżowy portal promuje młodych, utalentowanych fotografów, udostępniając im przestrzeń na publikację krótkich esejów zdjęciowych. Wszystko pod patronatem fotograficznej sławy Davida, tak więc całość odbierana jest jako propozycja bardzo wiarygodna i ważna, wpływająca na opinię wielu młodych, początkujących autorów. Pomijam tu oczywisty splendor jaki spływa na samego autora pokazywanych zdjęć.

Burn Magazine nie jest jedynym źródłem współczesnej fotografii dokumentalnej, który ostatnio wywołuje u mnie tę samą refleksję oraz rodzi podobne pytania.

W wielkim skrócie można sprowadzić je do charakteru motywacji jaka towarzyszy autorowi przy wykonywaniu fotografii, do treści prezentowanych zdjęć, tego czy pokazują świat, który znam w inny, ciekawszy sposób? Czy mają wystarczający związek z rzeczywistością, w której funkcjonuję, i z której czerpię? Na końcu, czy dają jakąś nadzieję, czy oferują dla mnie coś takiego, po czym mógłbym uznać, że stałem się nieco lepszym i mądrzejszym człowiekiem? Czy raczej są jedynie iluzją, ozdobnym banałem? Jakimś czarowaniem i sprytem o niejasnym, pozbawionym precyzji przekazie.

Uważam, że jeżeli fotografia ma dzisiaj czemuś służyć, to powinna wydobywać nas z prostych i potocznych doświadczeń, pokazując oryginalny, autorski punkt widzenia i daleki od oczekiwań opinii publicznej. Mniej natomiast koncentrować się na dostarczaniu dowodów na to jak rzeczy wyglądają, na faktach, które przecież są mniej inspirujące i przy wiedzy o świece jaką posiadamy, wolniej prowadzą do refleksji. Poszukuję więc fotografów, którzy mają osobowość, punkt widzenia, a więc pogłębioną wiedzę, nie tylko spryt i umiejętność rozpoznawania trendów i oczekiwań rynku.

Mając zaufanie do takich oczekiwań, staram się być jednocześnie otwartym na nowe i inne. Czy zatem jest jakiś problem?

Patrząc na prezentowane eseje na stronie Burn Magazine nie widzę ani humanizmu, tego, co było jeszcze niedawno podstawową motywacją fotografa dokumentalnego, ani też ciekawej treści reprezentującej autorski punkt widzenia. Są one raczej zapisem doświadczenia, które nie daje intelektualnej satysfakcji, nie prowokuje zdziwienia, najwyżej proste zdumienie. Widzę pretensjonalną, powtarzającą się, a więc nie oryginalną formę, sprawiającą pozór czegoś wyjątkowego. Nie wystarczy rozmyć fotografii, poruszyć ich. Ten zabieg jeżeli nie służy treści, pozostaje jedynie sztuczką, wizualnym trikiem, jakąś próbą ukrycia faktu, że fotograf nie widzi, a jedynie patrzy. Jest w tych zdjęciach natomiast ego fotografa i dojmująca próba wyróżnienia się, pokazania siebie jako osoby niebanalnej, nieprzeciętnej.

Rzeczy najcenniejsze nie biorą się jednak z ambicji. To, co najbardziej wartościowe pochodzi ze zdziwienia, współczucia dla pojedynczego człowieka, miłości i zachwytu nad światem niezrozumiałym.

W obejrzanych fotografiach nie mogłem jednak tego znaleźć i nagle boleśnie oczywiste stało się to, że tak powszechna dzisiaj technologia cyfrowa, w strachu przed ujawnieniem naszej przeciętności, łatwo wypiera z nas humanizm.