Syndrom Stendhala, czyli o korzyściach płynących z kolekcjonowania fotograficznych książek
Jest wiele miejsc na świecie, które fotograf dbający o własny rozwój artystyczny odwiedzić powinien. Na początku wymieniłbym Florencję. Nie tylko dla zachwycających oczy fresków Giotto, nie dla monumentalnego Davida, ani też dla tego, że można swobodnie natknąć się na duchy pochowanych w tym mieście Machiavellego, Galileo, czy Michelangelo. Do Florencji pojechać trzeba dla doświadczenia ostatecznego – galerii Uffizi.
Mieści się w budynku wciśniętym pomiędzy wąskie uliczki centrum miasta i zaprojektowanym od razu tak, aby służył jako galeria sztuki. Jest więc stosunkowo niewielki, kiedy porównuje się go z muzeami Paryża, Berlina, Londynu, czy Madrytu. Mały na tyle, że nie ma w nim miejsca dla rzeczy starych, lecz poślednich, dla zabytków, ale przeciętnych. Na ścianach wisi jedynie ludzki geniusz.
Kiedy w 1817 roku odwiedził to miejsce francuski pisarz, którego znamy z artystycznego pseudonimu Stendhal ( Marie-Henri-Beyle), kiedy popatrzył na wiszące przykłady sztuki ostatecznej, wytrzymał jedynie dwadzieścia minut tej konfrontacji. Chwilę potem stracił świadomość i zemdlał. Zjawisko to nazwano syndromem Stendhala.
Fotograf powinien również odbyć taką podróż. Przyjrzeć się najlepszym wzorom malarstwa, kompozycji, użycia koloru. Rozszyfrować na własne potrzeby tajemnicę operowania światłem zwaną luminizmem. Ale chyba nade wszystko po to, aby przeżyć refleksję związaną z własną twórczością, miejscem, do którego zmierza lub już doszedł, oraz z tym, czemu warto stanowczo poświęcać własny wysiłek. Okazuje się, że w galerii Uffizi łatwiej znaleźć odpowiedzi na te pytania. Konkluzje same cisną się do głowy, wystarczy wykupić bilet.
Wydaje się, że doświadczenia tego nie ma specjalnie czym zastąpić. Dostarcza zupełnie innych przeżyć aniżeli sztuka współczesna, która bywa często czystą formą i kolorem. Przynajmniej dla mnie. Wysiłkiem najczęściej bez oczekiwanego sukcesu jest poszukiwanie treści w nowych, nazywanych też awangardowymi dziełach.
Inaczej jest w Uffizi. Z każdego wiszącego na ścianie obrazu Tycjana, Rafaela, Caravaggio, czy Leonarda da Vinci prócz formy, przemawia treść. Autorzy tych arcydzieł byli wykształceni. Musieli, gdyż inaczej nie potrafiliby tak celnie i dokładnie interpretować Pisma, historycznych wydarzeń, umieszczać widoczne znaki, ukazywać szczególne, znaczące przedmioty lub gesty.
Co jednak robić, aby móc rozciągnąć to osobliwe doświadczenie na siedem dni tygodnia, zaoszczędzając przy okazji na drogich biletach lotniczych?
Oczywiście można zbierać książki z malarstwem, ale również rozpocząć kolekcjonowanie albumów tych, zawierających przykłady najlepszej fotografii. Robię to od wielu lat. Otwarte leżą w moim domu w miejscach codziennej komunikacji. Na drodze w sprawie porannych ablucji, do kuchni, do pracowni. Zostawiam je otwarte na zdjęciach, które wywołały we mnie znaczące echo, ale których lektury nie zakończyłem, nie zrozumiałem ich do końca.
Mam dziwne przekonanie, że dostrzegam jedynie to, co potrafię zrozumieć, co umiem nazwać, w co wierzę. Nie wszystko zatem jestem w stanie zobaczyć natychmiast, nie mówiąc już o zrozumieniu, rozszyfrowaniu i refleksji. Zatem wracam do zdjęć trudnych tak długo, aż pojawi się ta wyczekiwana chwila, i rzeczy tajemne przestają być zagadką. To wielka frajda, przeżyć taki moment.
Jak widać fotografia może służyć wielu rzeczom. Informować, odczarowywać świat i pokazywać, wzbudzać pożądanie i zachwyt, dawać nadzieję. Dobra fotografia pobudza do refleksji, zatem zbierajmy takie właśnie przykłady, książki z najlepszą fotografię po to, aby wiedzieć co zostało już zrobione w sposób doskonały i ostateczny, żeby wiedzieć na co nie marnować swojego czasu.
Osoby, które pojawiają się na moich warsztatach, dostają spis takich książek. Jest to oczywiście wybór cząstkowy i subiektywny, ale czy obiektywizm w ogóle istnieje? Zestaw liczy ponad 50 tytułów i jest prze zemnie ciągle uzupełniany. Nie sposób podać go w tym miejscu. Pozwalam sobie więc zasugerować jedynie kilka oczywistych autorów na dobry początek, namawiając do rozpoczęcia tej niezwykłej, fotograficznej podróży:
Josef Koudelka, Diana Arbus, Gracia Rodero, Sebastiao Salgado, Ernesto Bazan, Henri Cartier-Bresson, James Nachtwey, Roger Ballen, Alex Webb, Gilles Peress.