UNDER ©Marta Rybicka

Patrzę zadziwiająco długo na zdjęcia Marty Rybickiej. Są inne od tych, wśród których najczęściej przebywam, bowiem raczej nie pokazują rzeczywistości, ale coś, co może chcielibyśmy, aby nią było.  Prowokują jednak bardzo moją wyobraźnię i wprowadzają w przyjemny, trudny do określenia emocjonalny stan. To jakby zaproszenie do podróży poza płaszczyznę samego obrazu. Podróży opartej na domysłach, na skojarzeniach, na spontanicznej umiejętności odkrywania znaczeń w tym, na co się patrzy. Więc i ja odkrywam dzięki nim jakąś wyjątkową przyjemność w kojarzeniu rzeczy niesprecyzowanych, niejasnych, często dwuznacznych i za każdym razem dających bodziec wyobraźni. To chyba symboliczna opowieść o naszych małych samotnościach, prywatnej przestrzeni, a równocześnie o potrzebie dotyku, bycia razem, z kimś i przy kimś. Wszystko to wciąga i popycha do myśli takiej, że nie ma znaczenia co pokazuje fotografia. To, co być może liczy się naprawdę, to jakie pytania prowokuje i do jakich refleksji prowadzi. Mam nadzieję, że niektórzy z Państwa podzielą moje odczucia i z przyjemnością odbędą tę niezwykła podróż kolejką warszawskiego metra tam, gdzie fotografie właśnie powstały. Publikuję je poniżej za wiedzą i zgodą autorki Marty Rybickiej.